W tym szaleństwie jest metoda? Fallout. Prawo. Postapokalipsa.

Koncepcja upadku cywilizacji towarzyszy ludzkości już od starożytności – jednym ze stałych elementów wszystkich systemów religijnych społeczności przedpaństwowych była wizja końca świata, którą poprzedzał zazwyczaj okres chaosu, przemocy i braku zasad. Obawa przed zagładą ustalonego porządku pozostaje częścią kultury świata Zachodu, przechodząc z upatrywania znaków rozpoczęcia nowotestamentowej Apokalipsy w działaniu przywódców politycznych, w strach przed skutkami wykorzystania arsenału nuklearnego, którym takowi przywódcy zaczęli dysponować.

Opisany powyżej lęk znalazł swoje odzwierciedlenie również w różnych dziełach popkulury. Wizja „końca świata” została, jak się wydaje, odmieniona już przez wszystkie przypadki – ludzkość upadała wskutek epidemii, katastrof naturalnych, wojen, inwazji pozaziemskich imperiów oraz bardziej abstrakcyjnych konceptów, jak chociażby entropia Multiwersum.

W mojej ocenie ciekawszym zjawiskiem w popkulturze pozostaje próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, co stałoby się „dzień po końcu świata”? Tematyka postapokaliptyczna wydaje się bowiem kryć w sobie nieskończenie większy potencjał do snucia rozważań dotyczących funkcjonowania człowieka w sytuacjach ekstremalnych. Czy - gdy w grę wchodzi atawistyczna potrzeba przetrwania - mechanizmy wypracowane w toku rozwoju cywilizacji przestają mieć znaczenie? A może przeciwnie, w obliczu całkowitego kolapsu ustalonych reguł, człowiek wciąż pozostawałby zdolny do funkcjonowania w większej społeczności i to według określonego katalogu zasad?

Najnowszą produkcją próbującą znaleźć odpowiedzi na tego rodzaju pytania, jest „Fallout”, serial stworzony na podstawie serii gier komputerowych. Na przełomie ośmiu odcinków pierwszego sezonu, twórcy snują dystopijną wizję losów części Ameryki Północnej po nuklearnym Armageddonie, w której pozostali przy życiu „szczęśliwcy” starają się przeżyć, nierzadko za wszelką cenę.

Z punktu widzenia osoby zajmującej się na co dzień badaniem porządków prawnych, najbardziej fascynującym elementem światotwórczym pozostaje różnorodność zasad i zwyczajów w oparciu o które funkcjonują poszczególne frakcje i społeczności powstałe na zgliszczach Stanów Zjednoczonych. Stanowią one bardzo kreatywne połączenie różnorodnych systemów prawnych oraz społecznych, znanych z różnych okresów historii ludzkości. Wydają się także służyć próbie znalezienia odpowiedzi na przytoczone ww. pytania dotyczące sposobów skutecznego przetrwania po „upadku cywilizacji”.

Pierwszym ze „stronnictw”, jakie poznajemy w produkcji, jest społeczność Krypt. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niemal idylliczna, pacyfistyczna społeczność, oparta o sieć zharmonizowanych relacji społecznych.

W rzeczywistości jest to jednakże ściśle kontrolowana i de facto centralnie sterowana (z zewnątrz) wspólnota. To hodowane pod Ziemią w cieplarnianych warunkach kolektywy, od pokoleń poddawane indoktrynacji opartej na swoistej propagandzie sukcesu i potrzebie wykonania misji, jaką jest przetrwanie oraz stworzenie cywilizacji idealnej.

Krypty stanowią wyjątkową wariację na temat systemów totalitarnych. To komuny, w których wolność i równość są pozorne, dominuje zaś inwigilacja oraz zarządzanie ogółem przez wąską grupę uprzywilejowanych podmiotów. Decydenci nie wahają się przy tym sięgać po radykalne środki, niezbędne dla osiągnięcia celu przyświecającego powstaniu Krypt.

Z kolei sposób funkcjonowania członków drugiej z frakcji, czyli Bractwa Stali, budzi uzasadnione skojarzenia ze skrajnymi postaciami systemów teokratycznych, w których brak jest rozróżnienia na prawo świeckie i religijne. Oznacza to, iż obowiązki względem „doczesnego” przywódcy są tożsame z obowiązkami wobec bóstwa, zaś naruszenie norm (prawnych i pozaprawnych) traktowane jest nie tylko jako przestępstwo, ale również grzech.  

Wyraźną inspiracją dla sposobu działania Bractwa Stali pozostają reguły średniowiecznych zakonów rycerskich. Codzienne funkcjonowanie w ramach ww. wspólnoty cechuje się wysokim stopniem społecznego zhierarchizowania oraz militaryzacji – członkowie Bractwa od dziecka kształtowani są w kulcie technologii, co - w połączeniu z indoktrynacją oraz treningiem fizycznym - służy stworzeniu religijnych zelotów, fanatycznie wiernych i maksymalnie skutecznych na polu walki. Ogromna waga przykładana jest także do symboliki, ceremoniałów oraz czynności rytualnych, zaś rozbudowany system zasad obejmuje również intymne sfery życia jednostki. Bezwzględne utrzymanie porządku i zapewnienie posłuszeństwa odbywa się z kolei w oparciu o brutalne kary, także mutylacyjne.

W konsekwencji, Bractwo jawi się jako organizacja ograniczająca prawa i wolności jednostki na rzecz efektywności i skuteczności podejmowanych działań, zarówno w zakresie przetrwania samej wspólnoty, jak i utrzymania konkretnego status quo na Pustkowiu i niedopuszczenia do przejęcia przez jego mieszkańców istotnych „artefaktów” sprzed zagłady.

Bractwo Stali pozostaje także jedyną z poznanych w  pierwszym sezonie frakcji, która,  działając na Pustkowiu, posiada ściśle określoną organizację i strukturę. Jest to jednak wyjątek od reguły. Wydaje się, iż w skutek różnego rodzaju intryg i rozgrywek politycznych, poznawanych wraz z rozwojem fabuły, na terenach skażonych promieniowaniem normą pozostaje funkcjonowanie jak na – nomen omen – „Dzikim Zachodzie”.

Pewną przesadą byłoby stwierdzenie, iż Pustkowie to miejsce, w którym króluje absolutna anarchia – przeciwnie, wydaje się, ze istnieje skromny, ale określony katalog zasad dotyczących codziennego funkcjonowania, który – pomimo brutalności oraz bezwzględności - pozwala na chociażby próby budowania zrębów porządku społecznego. Przykładem tego może być chociażby operowanie wspólną walutą, stanowiącą podstawę handlu

Oczywiście, fundamentem jest prawo siły – na Pustkowiu trwa rywalizacja różnych jednostek i grup, podejmowane są próby zdobycia kontroli nad terytorium, utrzymania własnej strefy wpływów, narzucenia swojej władzy innym. Paradoksalnie jednak, w tego rodzaju okolicznościach na pierwszy plan wysuwa się stosunkowo szeroki zakres wolności jednostki – co prawda bez jakichkolwiek gwarancji w zakresie jej ochrony. Człowiek pozostaje zatem zdany w głównej mierze na siebie, a  - ze względu na działanie przywódców Krypt i Bractwa -  niemożliwe jest odmienienie tej sytuacji, poprzez stworzenie trwałej struktury politycznej.

Największym tragizmem historii pozostaje jednak fakt, iż wszystkim „graczom” chodzi de facto o to samo – przetrwanie. Frakcje różni jednak dookreślenie skali tego celu oraz dobór środków – decyzje podejmowane przez uczestników wydarzeń, pomimo słuszności intencji, różni ocena moralna, jedne pozostają czysto altruistyczne, inne – bezwzględne, a większość wydaje się być podszyta czystym szaleństwem.

Może na dalszym etapie opowieści dowiemy się, w którym z tych szaleństw jest metoda.
Bo w którymś musi być.
Chyba.

Tekst: dr Jakub Stępień - Wydział Prawa i Administracji UŁ